niedziela, 7 sierpnia 2011

Sposób na bazę z VIRTUALa



Jaka tępa jest baza pod cienie do powiek z Virtuala, każda z Was wie. Jednak, ponieważ jednocześnie ta sama baza to same wspaniałości, a większość cieni trzyma niczym SuperGlue, męczymy się wygrzebując ją z pudełeczka i próbując równo rozsmarować na powiece. Niedawno, zupełnym przypadkiem, odkryłam, co zrobić, by rozmarowywało się lepiej (dobre hasło reklamowe;-)). Rozwiązanie mojego problemu okazało się banalnie proste. Dzielę się nim z Wami, choć pewnie większość stuknie się w głowę i rzuci w stronę monitora zdanie "Ameryki nie odkryłaś..." Może jednak komuś się ta informacja przyda. Otóż, zaczęło mi się o wiele lepiej pracować z bazą z Virtuala, odkąd... zaczęłam smarować powieki kremem pod oczy. Najzwyklejszym - jak widzicie na załączonym obrazku. O samym kremie więcej napiszę za jakiś czas, choć już dziś pietruszkowy krem pod oczy z Ziaji serdecznie Wam polecam. Przed wykonaniem makijażu nakładam odrobinkę kremu pod oczy i na powieki i kilkanaście minut czekam. Dopiero potem rozmarowuję bazę, która równomiernie rozkłada mi się na powiece, zakrywa więcej żyłek i innych przebarwień, a przede wszystkim nie tworzą się z niej takie zbite grudki, jak było wcześniej.

Jeśli nie próbowałyście tego sposobu, polecam. Jeśli próbowałyście i baza nadal jest oporna, trzeba szukać dalej...




wtorek, 2 sierpnia 2011

BEBEAUTY - U mnie 3 sierpnia jest dziś

Jak wiele z Was wie, od jutra w Biedronkach pojawi się sporo interesujących kosmetyków w jeszcze bardziej interesujących cenach. Jeśli jednak znacie biedronkowe obyczaje wiecie też, że czasem jest tak, że produkty z promocyjnych gazetek pojawiają się wcześniej. I właśnie dziś, w mojej Biedronce można było kupić właściwie wszystko z urodowej gazetki. Na zdjęciu widzicie, na co się zdecydowałam. Obszerne recenzje produktów zamieszczę za jakiś czas (jak już zapewne zdążyłyście zauważyć, mój blog nie jest z gatunku tych uaktualnianych codziennie), ale już dziś mogę powiedzieć, że balsam pachnie wiejską łąką, jaką pamiętam z wakacji u babci, a borówkowy peeling... przypomina mi zapach gumy Hubba Bubba (nie wiem, jaki smak, ale pachnie obłędnie).


Cena: Balsam regenerujący - 6,99 zł, peeling borówkowy do ciała - 7,99 zł

środa, 27 lipca 2011

BASIC Travel Color - Matt Top Coat

Przyzwyczaiłam się już do myśli, że w moim mieście nie ma szans na limitowanki z Basica. W ogóle powinnam się cieszyć, że nie tak dawno na nowo otworzyli Schleckera... Tym większe było moje zaskoczenie, gdy wczoraj po wejściu do sklepu, moim oczom ukazał się stand z limitką (w szafie Basic) To nic, osobno stała też ta druga limitka - z brokatowymi lakierami, sztucznymi rzęsami, błyszczykami i tuszami do rzęs. Ponieważ stuknęła mi niedawno trzydziestka, a co za tym idzie brokat już nie za bardzo mnie kręci, podotykałam sobie kolekcji podróżniczej - "Travel color" - paskowy puder chyba brązujący, trzy kolory lakierów do paznokci (róż, morska zieleń i... sraczka) i jakieś pierdółki. No i najważniejsze - matujący lakier do paznokci, czyli mój nabytek, o którym chciałam Wam troszkę napisać. Nie miałam dotąd takiego cuda i uznałam, że za 5,99 zł (za 9ml mlecznej zawiesiny) warto poddać się eksperymentom. Troszkę trwało, zanim wydobyłam go z plastikowego standu, skubany nie chciał się wyrwać, ale ostatecznie wylądował w koszyku.

Photobucket

Po przyjściu do domu, od razu musiałam go wypróbować nie zważając na fakt, że na paznokciach miałam dwie warstwy lakieru Bell Glam Wear plus kryształowy Top coat z Oriflame. Mówiąc krótko, lakier działa. Ma pędzelek, którym maluje mi się idealnie - nie za szeroki, nie za wąski. Jestem zaskoczona, jak szybko lakier wysechł - kiedy skończyłam malować paznokcie jednej ręki, delikatnie dotknęłam pierwszego pomalowanego paznokcia, który był całkowicie suchy, a cały potrójny blask diabli wzięli... Został całkowicie zmatowiony. Tradycyjnie, jak to u mnie, zdjęciom daleko do ideału, ale można zauważyć efekt, jaki powstał na paznokciu. Mogłam oczywiście dla porównania sfotografować dłoń przed pomalowaniem, ale pomyślałam o tym, jak już było po wszystkim. Maybe next time...

Photobucket

Nie wiem, jaki wpływ ma na to fakt, że matującym Top coatem pokryłam nabłyszczający Top coat (do takich czynów naprawdę potrzeba fantazji;-)), ale jak się paznokciem pokręci, widać gdzieniegdzie cienkie, błyszczące smużki. Ja wychodzę z założenia, że moje paznokcie nie idą na wystawę, ani do portfolio manikiurzystki, więc jeśli jakieś niedociągnięcie nie jest widoczne na pierwszy i drugi rzut oka, nie przeszkadza mi. Póki co, jestem zachwycona także trwałością lakieru - pomalowałam nim paznokcie wczoraj, same paznokcie jeszcze dzień wcześniej, a na chwilę obecną nie ma żadnego odprysku. Szczerze polecam tym z Was, które lubią czasem taki efekt matu na paznokciach - sama zastanawiam się jeszcze nad zielonym lakierem z tej limitki, bo różowy bardzo przypomina mi w butelce lakier z Bell Glam Wear, który mam na tych zdjęciach (nr:409)

Photobucket

Tak, wiem, niektóre skórki mam w potwornym stanie...

Photobucket

Mat z fleszem

PS: Z limitkami Basic jest jeszcze gorzej niż z Essence, bo tam istnieje przynajmniej coś na kształt iluzji zapowiedzi, choć i tak póki limitka nie pojawi się w sklepie, niczego nie można być pewnym. Jeśli chodzi o Basic, trudno o jakiekolwiek informacje w internecie, trzeba nawiedzać regularnie Schleckera. Ale jak udowadnia mi mój ostatni zakup, warto.

czwartek, 21 lipca 2011

SLEEK CURACAO - nie tylko na oko


Wciąż ubolewam nad tym, że moim aparatem nie mogę sfotografować efektów moich makijażowych eksperymentów z cieniami z paletki SLEEKa CURACAO w roli głównej (ściślej mówiąc - sfotografować mogę, ale zdjęcia nie oddają rzeczywistości), a jestem nimi coraz bardziej oczarowana. Natomiast przed chwilą oniemiałam, gdy zobaczyłam, co z tymi cieniami wyczynia MissChievous. I wcale nie chodzi o oczy... Jak się okazuje cienie z tej paletki można również zastosować na policzki i... usta. Nie wytrzymałam i musiałam się z Wami tym filmikiem podzielić... Dla mnie bomba!

BELL Fashion colour 327

Oficjalnie, zaczynam marzyć o aparacie, który będzie oddawał rzeczywiste kolory moich kosmetyków. Chciałam Wam pokazać idealny na lato kolor lakieru Bell z serii Fashion colour (nr 327), tymczasem oprócz zdjęć, muszę co nieco dopowiedzieć, bo tradycyjnie mój Cyfrozaur zeżarł trochę kolorów oraz pomarańczowo złote drobinki, które w lakierze są zatopione. Musicie wierzyć mi na słowo, że na słońcu pięknie się mienią.

Photobucket

Mój nastrój nieco poprawia fakt, że także na stronie Bell kolor lakieru odbiega od rzeczywistości. Jest bardziej różowy niż naprawdę. Byłby bliższy prawdy, gdyby wymieszać go z 323. Jaki to kolor w rzeczywistości? Określiłabym go jako skrzyżowanie koralowej czerwieni z malinowym różem. Od dnia i nastroju zależy, czy wydaje mi się bardziej czerwony czy różowy, ale drobinki na sto procent są pomarańczowo-złote. Kiedy wyszłam z pomalowanymi tym lakierem paznokciami z psem w słoneczny dzień, kilka minut stałam i gapiłam się z zachwytem na efekt, jaki dawał (Kobieto, puchu marny!). Jeszcze lepiej niż na moich bladych, kostropatych pałkach będzie się na pewno prezentował na tle opalonej skóry.

Photobucket

Bell twierdzi, że pełne krycie daje jedna warstwa. Nie w przypadku tego koloru. Pierwsza warstwa pokryła moje paznokcie półprzezroczystą taflą z drobinkami, ale mnie to nie przeszkadza. Wolę dopracować paznokieć dwoma, a nawet trzema warstwami niż stworzyć jedną z połowy zawartości butelki. 327 nawet po pokryciu paznokcia trzema warstwami pod światło i pod rożnymi dziwacznymi kątami odsłania białe końcówki paznokcia, ale i to dla mnie nie stanowi problemu. Co do ekstremalnej trwałości - hmm... Mnie generalnie lakiery odpryskują szybko, więc pierwszy odprysk po trzech dniach to wielki plus. Co do połysku, to Glam Wear bije Fashion colour na głowę, ale FC daje nam za to drobinki. Pokryty top coatem z Oriflame błyszczy i mieni się naprawdę pięknie. Nie jestem wirtuozem lakierowych pedzelków, ten uważam za standardowy, ale nie zrobiłam nim sobie zacieków, ani smug. Oczywiście, ta pierwsza półprzezroczysta warstwa była pełna smug, ale druga całkowicie zakryła efekt.

Nie miałam tez żadnych problemów ze zmyciem lakieru z paznokci. Nie kładłam pod lakier żadnej bazy, nie odbarwił mi płytki paznokcia.

W sklepie internetowym Bell lakiery z tej serii kosztują 6,05 zł, ale pamiętajcie, by w tym sklepie zaplanować sobie większe zakupy. O ile nic się nie zmieniło, koszty wysyłki wynoszą w nim około 20zł. Lakierów Bell należy też szukać w niesieciowych drogeriach, a jak macie więcej szczęścia, także w Naturach.

Na zakończenie, bliższe spotkanie (choć nieco rozmyte) z moim paluchem. Równie dobrze mógłby być w tym ujęciu placem od nóg;-)

Photobucket





środa, 20 lipca 2011

Komu ESSENCE, komu?

Photobucket

Kochani, wystawiłam właśnie na Allegro zestaw kosmetyków używanych w niewielkim stopniu. Nie wiem dlaczego, ale aktualnie nie wyświetlają mi się tam zdjęcia, więc zamieszczam je tutaj. Mam nadzieję, że kosmetyki komuś posłużą.

Photobucket

Photobucket


Photobucket

Link do aukcji

Ewentualne pytania możecie także zadawać w komentarzach

sobota, 16 lipca 2011

Nowości w wirtualnych drogeriach - lipiec 2011


Co jakiś czas, chciałabym Wam pokazywać, co nowego możemy kupić w wirtualnych drogeriach. Póki co ograniczam się do czterech znanych mi i prowadzonych na wysokim poziomie sklepów. Zaczęłam od internetowego sklepu Vipery, na którego półki trafiły ostatnie nowości marki - Salamandry w letnich kolorach(11,99 zł), szybkoschnące lakiery FOCUS ON w piętnastu ujmujących odcieniach, top coaty, utwardzacz lakieru (po 10,49 zł) i pomadki ochronne(6,49 zł). Dobra jakość polskich marek idzie w parze z ich kiepską stacjonarną dostępnością, więc warto korzystać. Do sklepu

Photobucket

Do Paatala zawitała w końcu słynna baza pod cienie z ARTDECO (5ml w cenie 22zł). Za niecałe 10zł możemy kupić złoty pękacz z W7 Dla fanek maseł do ciała są tropikalne smarowidła z Hawaiian Tropic za 19,90 zł.

Photobucket

Z Alledrogerii Waszej uwadze polecam korektory z ELFa za 19,90 zł oraz bronzery i róże z W7 (15zł każdy) w opakowaniach kojarzących się z kosmetykami Befefitu (w przeciwieństwie do cen, nie wiem, jak z jakością;-))

Photobucket

Na koniec Inermis, w którym możecie kupić wszystkie cienie z najnowszej kolekcji Virtuala Klejnoty Kaszmiru (6,60 - 8,30zł) - tu albo tu (korci mnie przynajmniej kilka zestawów, jednak środków na koncie brak). Dla mnie nowością jest też to (może refleks już nie ten), że w tym samym sklepie można kupić kosmetyki Flos-Leku

czwartek, 14 lipca 2011

SYLVECO - Brzozowy balsam do ciała z betuliną

Lubię takie niespodzianki, jak ta dzisiejsza. Już nie pamiętam, kiedy zgłosiłam się do testu konsumenckiego organizowanego przez portal Kobieta.pl (swoją drogą, świetny pomysł, by opiniom kobiet poddać produkty mniej znanych polskich marek - fajnie, gdyby pomyślano o podobnym w temacie kosmetyków kolorowych). Kompletnie zapomniałam o wysłanym SMS-ie, a o ewentualnym zakwalifikowaniu się do testów miano poinformować telefonicznie bądź SMS-owo. Tymczasem dzisiaj przyszła do mnie przesyłka z balsamem, który sama sobie wybrałam...

Brzozowy balsam do ciała z betuliną Sylveco będę testować przez najbliższy miesiąc - wtedy też odeślę ankietę do organizatorów, a ponieważ polega ona na cyfrowym wyrażeniu opinii, tutaj na pewno napiszę więcej i konkretniej. Dzisiaj mogę Wam tylko przekazać informacje producenta, firmy Sylveco

Photobucket


Zacznijmy od składu, który jest całkowicie naturalny: Olej z pestek winogron, woda, wosk pszczeli niebielony, betulina, stearynian sodu, kwas cytrynowy.

Balsam został stworzony do pielęgnacji każdego rodzaju skóry, zwłaszcza wrażliwej i skłonnej do uczuleń. Jest hypoalergiczny, nie zawiera konserwantów, barwników ani sztucznych substancji zapachowych.

Składniki aktywne:
Betulina - uzyskiwana z kory brzozy, hamuje reakcje zapalne odpowiedzialne za zmiany uczuleniowe, łagodzi podrażnienia i zaczerwienienia, zmniejsza obrzęki i likwiduje objawy świądu, przyspiesza proces ziarninowania tkanki skórnej,
Olej z pestek winogron - jest bogatym źródłem witaminy E będącej antyutleniaczem, dzięki wysokiej zawartości nienasyconych kwasów tłuszczowych zapobiega nadmiernej utracie wody,
Wosk pszczeli - odpowiedzialny za wygładzenie, lekkie natłuszczenie i nawilżenie skóry, stanowi doskonałą barierę ochronną zapobiegającą jej wysuszaniu.

Photobucket


Ulga i regeneracja skóry w przypadku:
- oparzeń słonecznych - Działa łagodząco i przyspiesza regenerację skóry. Wskazane jest stosowanie jako filtr ochronny przed szkodliwym promieniowaniem;
- wysuszonej skóry rąk - usuwa złuszczony naskórek, pielęgnuje i zapobiega ponownemu wysuszaniu skóry;
- pęknięć stóp i piet - likwiduje problem zrogowaciałego naskórka;
- przebarwień skóry - wyrównuje koloryt skóry, rozjaśnia przebarwienia wywołane działaniem promieni słonecznych;
- otarć, odgnieceń skóry - przyspiesza procesy odbudowy warstwy ochronnej, działa osłonowo w przypadku ryzyka wystąpienia uszkodzeń naskórka;
- odleżyn - stosować profilaktycznie i pomocniczo po wystąpieniu odleżyn;
- opryszczki - krem stosowany w najwcześniejszej fazie rozwoju opryszczki zapobiega powstawaniu pęcherzyków, w dalszej fazie redukuje widoczne zmiany;
- ukąszeń owadów (komary, pchły, muchy, osy, itp.) - działa najskuteczniej po natychmiastowym zastosowaniu w miejscu ukąszenia - likwiduje obrzęk i minimalizuje dokuczliwe uczucie swędzenia i pieczenia;
- grzybicy - opóźnia rozwój i sprzyja procesowi regeneracji. Stosować równolegle z leczeniem dermatologicznym;
- łuszczycy - łagodzi objawy, przy regularnym stosowaniu redukuje zmiany skórne;
- trądziku - bakteriobójcze właściwości kremy pomagają w przypadku trądziku młodzieńczego i różowatego, przywracając skórze równowagę;
- uczuleń (alergii) - łagodzi objawy uczulenia, alergii skórnej, egzemy, wysypki;
- żylaków i niedokrwienia tkanek - skutecznie likwiduje wieloletnie rany odżylakowe.
- oparzeń termicznych - przynosi ulgę po natychmiastowym zastosowaniu. Dotyczy to oparzeń bez widocznych zniszczeń skóry i naskórka (1-go stopnia i lżejsze 2-go)
- odmrożeń - likwiduje skutki odmrożeń (również wieloletnich) przywracając skórze naturalny kolor i gładkość.

Jeśli to wszystko prawda, ten balsam jest w stanie zastąpić nam sporo kosmetyków pielęgnacyjnych. Nie wszystko uda mi się sprawdzić, ale w tych dziedzinach, w których mogę, będę bardzo dokładna i wymagająca.

Właściwości pielęgnacyjne:
- optymalnie natłuszcza, odżywia i wygładza,
- zapewnia długotrwałe uczucie nawilżenia,
- odbudowuje i wzmacnia barierę hydrolipidową,
- hamuje proces starzenia się skóry przedłużając jej zdrowy, młody wygląd,
- poprawia kondycję skóry, ujędrnia ją i uelastycznia,
- likwiduje uczucie swędzenia i ściągnięcia,
- łatwo się rozprowadza i wchłania nie pozostawiając tłustej powierzchni.

Za 150ml produktu zapłacimy 34,28 zł

Recenzja nie znajdzie się w osobnym poście - zainteresowanych zapraszam do zaglądania tutaj. Co jakiś czas będę dodawać swoje spostrzeżenia.

Opakowanie: Białe, twarde, plastikowe, sugerujące raczej produkt apteczny niż drogeryjny. Zaopatrzone w pompkę ułatwiającą wydobywanie balsamu.

Konsystencja: Zbity krem - jeszcze nie masło do ciała, ale już nie wodnisty, aksamitny balsam.

c.d.n.

Wchłanianie:
Zapach:
Wydajność:
Łatwość i przyjemność aplikacji:
Działanie:

Kosmetyki firmy Sylveco można kupić w sklepach zielarsko-medycznych w całym kraju (informacje na stronie) lub w sklepie on-line

środa, 13 lipca 2011

VIPERA CITY FUN - róż do policzków

Photobucket

Już na początku tego bloga powinnam zaznaczyć, że będę kładła w swoich tekstach nacisk na kosmetyki kolorowe i na firmy polskie. Nie znaczy to, że czasem nie wspomnę o pielęgnacji, czy kosmetykach made in zagranica (już wspomniałam, chociażby o paletach Sleeka). Dziś jednak recenzja kosmetyku kolorowego produkcji polskiej, a mianowicie różu do policzków firmy Vipera, Róż pochodzi z serii City fun, a odcień, który posiadam to numer 21

Photobucket

W życiu nie kupiłabym takiego odcienia różu, a dokładnie tak wyglądającego w opakowaniu, gdyby nie jeden filmik obejrzany na YouTube. W filmiku dziewczyna pokazała delikatny rumieniec stworzony za pomocą tego konkretnego różu, który po prostu mnie zachwycił. Jestem fanką naturalnie zaróżowionych policzków. Dziecięciem będąc nieśmiałym, taki rumieniec miałam na twarzy nieustannie, gdy wydoroślałam pozostałam bladziochem, który musi sobie rumieniec wyczarowywać, a że pędzlem posługuję się niezgrabnie, preferuję róże, które nie są w stanie zrobić mi krzywdy w postaci różowych placków, jak u klowna czy rosyjskiej matrioszki. Wierzcie lub nie, ale ten róż tak krzykliwie wygląda wyłącznie w pudełku.

Photobucket

Zacznijmy jednak od słów producenta, a raczej - nie oszukujmy się - zatrudnionych do tego speców od marketingu i kobiecych pragnień;-): "Róż „CITY FUNlansuje odświeżoną twarz z nutką połysku. Pełne wdzięku różane i miedziane tony kreują dopełnienie kobiecej urody
  • Paleta ożywczych barw z naturalnym wdziękiem stylizuje kobiecość
  • „City Fun” uświetni twarz, upozoruje na idealną i zdrową
  • szlachetny kunszt receptury ożywi wycięcie policzków, łagodnie wygładzi owal twarzy, lekko owiane kolorem skronie dodadzą twarzy młodości i wdzięku
  • ergonomiczna kasetka z lusterkiem i szerokim pędzlem zapewni komfort przy aplikacji
    Uciekając od pospolitości, dla wrażenia młodości, piękna, bajkowości lub po prostu dla poprawienia wyglądu, sięgamy po róż.
    Kosmetyk ten, często niedoceniany, zdobywa coraz większą popularność.
    Otulając fragmenty twarzy subtelną mgiełką koloru, modeluje i uładza rysy, a cerę upiększa finezją aksamitnych, dodających uroku barw."
No cud, nie róż... Aż dziwne, że nie napisano tego wszystkiego trzynastozgłoskowcem. Nie wiem, jak Wy reagujecie na tego typu reklamowe slogany poziomem sensu porównywalne z tekstami piosenek Szymona Wydry czy zespołu Feel, ale ja zazwyczaj parskam śmiechem. "Lansuje, kreuje, stylizuje, uświetnia... etc. etc" Jakby nie wystarczało nam to, by róż różowił nasze policzki... Jest jeszcze gorzej, gdy dochodzimy do wycięcia policzków - domyślam się , że chodziło o podkreślenie kości policzkowych, uwypukleniu ich, ale policzka sobie za to uciąć nie dam. Z kolei, gdy słyszę o upozorowaniu, to mi się z morderstwem i innymi kryminalnymi zagadkami Miami to kojarzy... No, przepraszam - każdy ma jakiegoś bzika, niektóre dziewczyny czepiają się opakowań, a ja tekstów, które producent puszcza w świat. Szczególnie, kiedy dołącza go do naprawdę dobrego produktu.

Co do opakowania, nie będę go opisywać, widzicie na zdjęciach. Ciekawostką jest to, że pod różem znajduje się tajny schowek z lusterkiem i pędzelkiem. Ja generalnie jestem za tym, żeby producenci kosmetyków nie dołączali pędzelków czy pacynek do cieni i róży, bo najczęściej można sobie nimi zrobić krzywdę, nie makijaż. Sama róż nakładam pędzlem z ESSENCE - tu z kolei mądry producent wpadł na pomysł, żeby końcówki pędzla były różowe. Zdarza się, że macham tym pędzlem po różu, macham i nadal wygląda, jakby nic mi się nie nabrało. Mimo tych przeciwności daję radę...

Photobucket

W lusterku można zobaczyć mój aparat - prahistorycznej generacji. Nie wiedzieć skąd, mam też drugi podbródek

Na palcu róż prezentuje się tak:

Photobucket

Natomiast na policzkach, jak już wspomniałam, daje efekt naturalnego rumieńca. Na dowód swatch:

Photobucket

Dokładnie tak samo moja skóra na ręce wygląda, gdy się podrapię. Nie wiem, dlaczego na zdjęciach może wydawać się, że róż ma w sobie jakieś drobinki. Teraz, w sztucznym świetle też widzę w nim dość sporo fioletowych, iskrzących się drobinek (może to ta "nutka połysku";-)), jednak na moich policzkach City Fun Blush Vipery daje efekt w 100% matowy - tak zgodzę się z poetą - to mgiełka matowego koloru. Nie ma mowy o efekcie bombki.

Photobucket

Nie mam żadnych problemów z rozprowadzaniem różu - nie tworzy on plam, z łatwością się go rozciera, nie osypuje się. Oczywiście, da się nim przesadzić, więc najlepiej nakładać go stopniowo, w świetle dziennym.

Moim zdaniem przyzwoity produkt za dobrą cenę - 10,99 zł za 5,5 g produktu. Do kupienia tutaj

Photobucket

Skoro już czepnęłam się tekstu "marketingowego", czepne się czegoś jeszcze (taką mam naturę, aż dziwne, żem ryba, a nie rak czy jakiś skorpion). Chodzi mi o kolory przedstawione przez firmę VIPERA - zarówno na stronie firmy, jak i sklepu. Niewiele mają one wspólnego z rzeczywistością, a w przypadku kosmetyków kolorowych to karygodne. Gdy klientka zamówi produkt w konkretnym odcieniu, a otrzyma coś innego, następnym razem zastanowi się nad zakupem w innym sklepie, kosmetyków innej marki... Skoro blogerki bez problemu umieszczają na swoich blogach zdjęcia kosmetyków o wiele bardziej oddające ich rzeczywisty odcień, tym bardziej powinna dopilnować tego firma sprzedająca kosmetyki przez internet. Mam nadzieję, że Vipera to poprawi, bo kosmetyki ma dobre, internetowy sklep świetnie zaopatrzony, także w nowości i nie życzy sobie za przesyłkę jednego-dwóch produktów dwunastu złotych, jak co poniektóre sklepy.

Ja w internetowym sklepie Vipery zakupy zrobię jeszcze nie raz. A co!




wtorek, 12 lipca 2011

Selena Gomez - Love You like a love song

Miałam Wam się dzisiaj pochwalić pierwszym makijażem wykonanym za pomocą paletki SLEEK CURACAO. Efekt, jak udało mi się osiągnąć, przerósł moje najśmielsze oczekiwania i choć daleko mi do makijażowej wirtuozerii, do czterdziestki powinnam się wyrobić;-) Niestety, kiedy już obfotografowałam się ze wszystkich stron, okazało się, że na zdjęciach wszędzie wyglądam, jakbym miała na powiece szaro-sino-burą plamę. Z lampą błyskową było jeszcze gorzej. Mój aparat to cyfrówka naprawdę starej generacji i o ile da się nim obfotografować produkt, czy zrobić w miarę realny swatch, realistyczne zdjęcie oka przerasta jego możliwości. Bardzo Was za to przepraszam. Niestety fotografie na blogu muszę ograniczyć do tego, co mój aparat jest w stanie dla mnie zrobić. W tej chwili zakup lepszej cyfrówki przerasta moje finansowe możliwości, ale może za jakiś czas to ulegnie zmianie i przyjdą lepsze czasy dla moich oczu (nie, żeby były szczególnie fotogeniczne)

Makijaż, który wykonałam jest właśnie inspirowanym tym autorstwa jednej z sióstr Pixiwoo, który już sam w sobie jest inspiracją makijażem młodziutkiej Seleny Gomez z jednego z jej teledysków. Musicie mi uwierzyć na słowo, że da się go wykonać paletką CURACAO. Ja wykorzystałam do niego cztery cienie z tej paletki: Purple Haze (Fiolet przed burzą), Singapore sling (PodRÓŻ za jeden uśmiech), Espresso martini (Czarna owca), i Martini (Kokos o włos), który jest genialnym rozświetlaczem wewnętrznego kącika oka. Ponieważ róż z CURACAO jest opalizujący, a nie chciałam takiego efektu na oku, zmieszałam go z cieniem SENSIQUE z limitowanki Exotic flower nr222. Do tego czarna kredka z Manhattanu i mascara Essence MA. Bałam się tej czarnej kreski na linii wodnej, bo zawsze słyszałam, że podobnie jak ciemna krecha pod oczami, pomniejsza oko, a ja żyłam w przekonaniu, że oczka mam małe. Dziś przekonałam się, że podkreślone w ten sposób prezentują się bardzo fajnie, widać ich kształt i to nie one są małe, tylko mój nochal jest wydatny (taki mój prywatny Giewont). Nie podaję kosmetyków do reszty twarzy, bo ćwiczyłam sobie tylko oczy:-)


poniedziałek, 11 lipca 2011

SLEEK Curacao

Photobucket

Także ja uległam panującej wśród urodowych blogerek "Sleekomanii" i właśnie dziś dotarła do mnie pierwsza paletka. Wakacyjno-tropikalne CURACAO udało mi się wygrać w konkursie Paatal, w którym zadaniem było wymyślić nazwy dla cieni. Paletkę można kupić tutaj.

Photobucket

Już od samego opakowania, paletka prezentuje się niczym tabliczka najsłodszej czekolady...

Photobucket

W środku znajduje się dwanaście cieni w egzotycznych kolorach, w sam raz na wakacje, ale poszczególne kolory można spokojnie łączyć także z neutralnymi kolorami i tworzyć makijaże na co dzień.

Photobucket


Photobucket

Skoro się chwalę, że dostałam paletkę za wymyślenie nazw dla cieni, podzielę się z Wami moimi pomysłami:

Photobucket

Górny rząd: ORANŻada w proszku (połyskujące drobinki), Kokos o włos (drobinki), Taki ładny błękit (mat) Dolny rząd: Turlanie w trawie (drobinki), Smerfetka (mat), Fiolet przed burzą (mat)

Photobucket

Górny rząd: Raczek (mat), Witamina C (mat), Zielona Noc (drobinki, a raczej metaliczny połysk)
Dolny rząd: Khaki owaki (Bardzo ciemna zieleń ze złotymi drobinkami - największe pozytywne zaskoczenie paletki), PodRÓŻ za jeden uśmiech (opalizujący na fioletowo), Czarna Owca (mat)

Postanowiłam też przy tej okazji pozbawić Was złudzeń optycznych, co do paletki, która na wszystkich zdjęciach wydaje się o wiele większa niż jest w rzeczywistości (to nie jest zarzut, bo i tak dużo czasu upłynie zanim wykorzystam te cienie). Jest ona niewiele większa od paczki chusteczek higienicznych:

Photobucket

Poszczególne cienie są mniejsze od jednozłotowej monety:

Photobucket


Photobucket

Dla zainteresowanych swatche (bez bazy):

Photobucket


Photobucket


Photobucket


Photobucket

Za wcześnie na recenzję, ale za jakiś czas się tu ona pojawi - jak troszkę z cieniami poeksperymentuję. Mam jeszcze chrapkę na Oh so Special i Monako. Ciągle można wymyślać nazwy dla drugiej paletki, która swoja premierę będzie miała w sierpniu - Au Naturel (konkurs na profilu Paatal)